poniedziałek, 29 czerwca 2015

Początek.

Przez wiele lat prowadziłam bloga. Był moim pamiętnikiem, w którym zapisywałam to, co mi w duszy grało lub rzępoliło, piszczało albo krzyczało. Pisałam o pracy, miłościach, filmach, sztukach i przeczytanych książkach. I o pogodzie, o wyjazdach, o ludziach i przedmiotach. Ot, takie notatki, które pozwalały utrwalić moment na dłużej.

Ten blog ma być zapisem moich zmagań z samą sobą, z czasem i trasą. Zapisem treningów i przygotowań do biegu maratońskiego. Od startu do mety.

Ale od początku.

Kilka lat temu wpadłam na pomysł startu w biegu maratońskim z okazji swoich czterdziestych urodzin. Jednak niewiele w tym kierunku zrobiłam. Rozleniwiłam się zupełnie, utyłam do granic (moich) możliwości. Chociaż nie osiągnęłam trzycyfrowego wyniku, to i tak sama dla siebie stałam się przeszkodą.
Od dziecka biegałam, pływałam, jeździłam rowerem, grałam w piłkę i zwisałam z drabinek albo trzepaka.
Do czasu gdy zaczęłam pracę w korporacji. Kiedy zasiadłam za biurkiem... porzuciłam aktywność fizyczną. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Ograniczyłam się do oglądania sportu.
Pewnego dnia wróciłam do ćwiczeń, jazdy rowerem, ale bieganie przychodziło i z trudem, bolące kolano dawało się we znaki, więc poddałam się. Mój najbliższy kuzyn- leń patentowany był szalenie zadowolony. Fajnie było zasiąść z książką, albo przed telewizorem sącząc wino i pożerając słodycze oraz stresy.
10km na rowerze, a w nagrodę czekolada. Niby ruch jest, niby coś się dzieje, ale... dupa rośnie.
Właściwie sama tusza nie przeszkadza mi tak bardzo, jak moja niesprawność. Zawsze byłam dobrze "porozciągana" i elastyczna- szpagat czy dotknięcie dłońmi do podłogi przy złączonych i wyprostowanych kolanach, nigdy nie były problemem. Nie spodziewałam się nawet, że stałam się AŻ TAK niesprawna! Przekonałam się o tym próbując jazdy konnej (biedne konie!).
Stopniowo zaczęłam odbudowywać w sobie sportowego ducha. Rower, spacery, trochę gimnastyki, tak, żeby codziennie zaliczyć coś na kształt treningu.

I tak gdzieś w środku, w najdalszym zakamarku mojej duszy, powoli dojrzewała myśl o powrocie do biegania.
Przy okazji jakiejś relacji sportowej usłyszałam jednego z trenerów, który mówił o tym jak zacząć biegać, ile czasu trwają przygotowania do startu.
Od zera do 42.195 metrów DWA LATA.
Zaczęłam w październiku 2013, żeby z okazji swoich czterdziestych urodzin wystartować w maratonie.
Niestety kontuzja zniweczyła plany, a prawie roczna przerwa sprawiła, że muszę zacząć od nowa.
I zacznę.

Plan treningowy ze strony bieganie.pl.